A było to tak, jedno z dzieci zachorowało, więc na gwałt do lekarza, bo gorączka zaczynała skakać jak szalona. Po...
Aktywne mamy
Fitmatki, healtymamy, aktywne mamy i wiele innych...
No hej Matki Wariatki, aktywne, ćwiczące, wracające do siebie po ciąży, ćwiczące w ciąży, i w trakcie porodu, fit and happy jak tam? Jako bliźniaczej mamie udało mi się nie przytyć jakiejś zatrważającej ilości kilogramów. Ot takie tam 15 kg. Ale ostrzeżeń było całe mnóstwo: moja szwagierka córka cioci babci przytyła 30 kg, a siostra brata mojego drugiego męża 50 kg, zobaczysz będziesz wielka! Ale urośniesz, ale będziesz gruba. Mocno pocieszające w obliczu tego, że apetyt mi sprzyjał i lodów nie odmawiałam. Na tamten moment może i się bałam miliona nadprogramowych kg, ale zachciewajki były silniejsze.
Schody zaczęły się po porodzie. Dziewczyny przyszły na świat poprzez popularne teraz „wydobyciny” więc długi czas nie mogłam nic ze sobą zrobić. 15 kg spadło 2 tygodnie po przyjściu dziewczynek na świat, więc stwierdziłam, że na razie niech tak zostanie, dojdę do siebie to zacznę się zajeżdżać Chodakowską.
Po wyjściu ze szpitala miałyśmy przygód kilka, ale jak już sytuacja się ustabilizowała, wróciłyśmy do domu i wreszcie mogłam być mamą okazało się, że panny są mało wymagające (przez pierwsze 3 miesiące) co przyczyniło się do tego, że zdążyłam przytyć! Nagle spodnie za ciasne, bluzeczki jakby bardziej opięte, a buzia okrągła jak księżyc w pełni. A jak to się stało? A tak, że mimo spacerów po trzy razy dziennie, tu ciastko, tam srastko, biała buła, lody, od czasu do czasu fast food i tyłek jak szafa trzydrzwiowa.
Na moje nieszczęście ja z tych co na widok czekolady puchną, a powąchanie pizzy grozi pięcioma kilogramami w górę. Chyba mi się wydawało, że jeszcze w ciąży jestem i mogę sobie tak pozwalać. Cellulit wykwitł mi na piętach i czole, łapska jak u Pudziana, z tym że ulane, generalnie figura nie do przyjęcia i czułam się z tym bardzo źle.
Po połogu udałam się do ginekologa na sprawdzenie i zapytanie, czy mogę ćwiczyć. Usłyszałam, że szafa gra, ale jeszcze trzeba się wstrzymać. Więc się wstrzymałam, ale to dalej nie było korzystne dla mojej figury. Kiedy w końcu podjęłam ambitną decyzję, że zrobię coś ze sobą trafiłam do szpitala z jedna córeczka. Tamtejsze warunki i atmosfera szybko pomogły mi się pożegnać z nadprogramowym kilogramami, jednak nigdy w życiu nikomu tego nie życzę. Po szpitalu długo nie mogłam dojść do siebie, ciągły stres, strach o dzieci wpędziły mnie w błędne koło odżywiania, jednak z pomocą udało mi się z tego wyjść
I oczywiście w myśl zasady „idzie wiosna trzeba schudnąć” po raz enty podjęłam próbę, z raz lepszymi raz gorszymi efektami. Spacery dwa razy dziennie i w miarę czysta miska zaowocowało pomału spadającą wagą. Jednak, co se schudnę to se przytyje, waga waha się i nie mogę dziada ustabilizować. Jednak wychodzę na prostą. Od czasu do czasu, jak dzieci i pogoda pozwolą, zrobię krótki trening. Walczę dalej, w sumie już teraz nie dla wyglądu, ale dla lepszej sprawności.
Dziewczyny raczkują jak opętane, wstają i niedługo zaczną chodzić, a ja nie chce być spoconą, zasapaną i nienadążającą za swoimi dziećmi mamą.
Jak jest u Was? Jak sobie dałyście radę? Całusy!
{hook h="pShowBlogGetProducts" mod="pshowblog" limit="3" categories="3001,3003"}
Dodaj komentarz