A było to tak, jedno z dzieci zachorowało, więc na gwałt do lekarza, bo gorączka zaczynała skakać jak szalona. Po...
Nie lubię być w ciąży
Ah ta ciąża! Niektóre kobiety chcą w niej być, inne nie, jeszcze inne bo już czas. Są też takie panie, które w ciąży z przyczyn od nich niezależnych nie mogą być. Są kobiety, które uwielbiają ten stan...
Są do tego stworzone. Do wydawania dzieci na świat. Stan ciąży porównują do bycia w euforii przez 9 miesięcy. Nie uświadczysz u nich mdłości, nudności, wymiotów, bóli głowy, hemoroidów, bolących piersi, obżarstwa. Dla nich jest to autentycznie „błogosławiony stan”. Widząc i obcując z takimi mamami zastanawiam się jak to jest możliwe, że jedna kobieta będzie uśmiechała się non stop, a inna z kolei będzie chodzić opuchnięta, wzdęta, nadęta, ociężała, sapiąca i powtarzająca „to już ostatni raz”. Znam i takie i takie.
Niektóre z moich znajomych wyglądają w ciąży jak boginie. Nimfy chodzące po tym świecie! Jak to pięknie wygląda. Okrągły brzuszek. Oczekiwanie i ekscytacja przed przyjściem dziecka na świat. Wybieranie wyprawki, kompletowanie torby do szpitala, urządzanie pokoju dla maluszka, stwierdzające „ja bym mogła być w ciąży non stop! Uwielbiam ten stan”. I w tym wszystkim byłam ja. Rodząca jako ostatnia wśród znajomych, które w tym samym czasie były w ciąży. Pomijam fakt, że w 3 miesiącu wyglądałam jak w 6, bo w końcu ciąża, jak to mówi moja siostrzenica „liźniacza”. Pierwszy trymestr chciał mnie wykończyć!
W głowie kołowrotek non stop, nudności, wręcz mogę powiedzieć, że płakałam, bo bardzo chciałam zwymiotować, a nie mogłam. Niestety dla mnie na żądanie nie umiem. Nadwrażliwość na zapachy! Matko, absolutnie żaden autobus nie wchodził w grę, wszystko i wszyscy śmierdzieli do tego stopnia, że małżonek musiał brać prysznic kilka razy dziennie, bo nie daj Boże chociaż troszkę się przypocił. Z pewnymi produktami jak: zielone jabłka, jarmuż, owies, niektóre produkty do mycia twarzy i ciała, truskawki i jeszcze znalazłoby się trochę jestem pokłócona i nie wiem, czy kiedyś zdołamy się pogodzić.
Mało tego. Zaczęłam wtedy czytać dwie książki. Zamknęłam z impetem i na razie jesteśmy obrażone na siebie. Kosmetyków w tamtym czasie prawie w ogóle nie używałam, a twarz myłam specjalną gąbką przy użyciu wody - na nią również jestem obrażona. Ubrania ciążowe niemalże spaliłam rytualnie na balkonie. Zostawiłam jedną sukienkę. Założyłam ją w wakacje i tak szybciutko zdejmowałam i wyrzucałam do kosza, że mąż stwierdził „wygrałabyś jakiś konkurs w najszybszym zdejmowaniu ubrania”.
Spanie. Spanie i jedzenie było jedyną rzeczą, która w miarę pomagała w mdłościach. Jak tylko się zaczynało musiałam coś wpakować do buzi i uciąć drzemkę. Inaczej był płacz i zgrzytanie zębów. Pamiętam jedną sytuację. Zamęczałam tatę, żeby zrobił smalec. A robi wyśmienity! Umordowałam go tak, że zrobił i dał mi jeszcze do zamrożenia dwa pudełka. Przyniosłam do domu, rozsiadłam się przy stole wcinając chyba ze 3 buły na raz i usatysfakcjonowana poszłam spać. Rano mąż otworzył lodówkę z pytaniem czy chce kanapkę ze smalcem. Z płaczem krzyczałam na niego, że nie lubię już smalcu i nich to wszystko wyrzuci i najlepiej z cała zawartością lodówki, bo pewnie prześmierdło no i na koniec, żeby ją wymył.
Pierwszy trymestr był straszny, ale w momencie jak weszłam w drugi było zdecydowanie lepiej. Chodziłam wyfryzowana, brzuszek okrągły, sukienunie, koturenki, czułam się bardzo sexy. I to byłoby na tyle. Końcówka produkcji dzieci to już spanie osobno z mężem, turlanie się z boku na bok, sapanie, brak możliwości zawiązania buta, że o goleniu nóg, czy miejsc intymnych nie wspomnę. Wchodzenie po schodach odpadało, spacery w sumie też niekoniecznie. Zostało mi leżenie i dogorywanie w oczekiwaniu na rozwiązanie. Ciążą byłam najnormalniej w świecie baaaaardzoooo zmęczona, żeby nie powiedzieć umordowana. Owszem moje dzieci są dla mnie całym światem i największym szczęściem, ale ich produkcja mocno nadwyrężyła mój organizm i zdrowie. Dlatego z nutką zazdrości spoglądam na rozanielone przyszłe mamy, które są stworzone do bycia w ciąży. Można się zachwycać bez końca.
Chyba nie skłamie, jak napiszę, że według mnie i w moim przypadku ciąża nie należy do najprzyjemniejszych momentów w życiu, chociaż kopniaki, które serwowały mi moje Kundzie wspominam z łezką w oku. Jednak to wszystko. Cała reszta to nie mój świat. Powiem inaczej. Nie lubię być w ciąży.
{hook h="pShowBlogGetProducts" mod="pshowblog" limit="3" categories="3002,3003,3001"}
Dodaj komentarz