A było to tak, jedno z dzieci zachorowało, więc na gwałt do lekarza, bo gorączka zaczynała skakać jak szalona. Po...
Pierwszy wyjazd
Pierwszy wyjazd z dziewczynkami mogę zaliczyć do udanych! Spisali się nie tylko rodzice, ale przede wszystkim dzielne dziewuszki.
Mimo wielu przeszkód udało nam się wyruszyć na przedłużony weekend. Oczywiście trudności zaczęły się już na starcie, bo dziewczynki wyczuwając że coś się święci postanowiły całkowicie zmienić godziny spożywania posiłków co naruszyło nieco plany.
Tuż przed samym wyjściem z domu w myśl zasady „ubrałaś mnie w kombinezon to teraz zrobię kupę” jak jeden mąż postanowiły uraczyć nas soczystymi specjałami swoich trzewi tak, że o mały włos, musiałabym zaliczyć sklep, żeby kupić dodatkowe kombinezony. Na szczęście w zgranym tandemie z mężem udało nam się po mistrzowsku opanować sytuację i mogliśmy spokojnie opuścić mury naszego mieszkania.
Całą drogę spały grzecznie, a mamusia razem z nimi. To chyba pierwsza drzemka od czasów ich narodzin. Samochód wyglądał jak przysłowiowy autobus do Przysuchy! Spakowaliśmy chyba wszystko co mogliśmy, maty do zabawy, zabawki, krzesełka, tony pampersów, mlek i kaszek, butelki wszelkiej maści i rozmiarów, bo a nuż czegoś zabraknie. Ubranka? Wszystkie! No, brakowało jedynie letnich sukienek, których na szczęście nie mamy, bo pewnie bym zabrała. Wiadomo? Może by się przydały.
Body wzięłam w ilości kilkuset i tu muszę sama siebie pochwalić, bo kilka sztuk zeszło już pierwszego dnia. Dlaczego? A bo się ulało, a bo uśliniło, uplamiło i/lub pampers nie wytrzymał. W całym rozgardiaszu pakowania naturalnie o czymś zapomniałam, a tym czymś były pajacyki do spania. Oznaczało to jedno - poszukiwanie sklepu z ubrankami, bo przecież dziewczynki spać w czymś muszą. Nie chcę nawet myśleć jak będzie wyglądało pakowanie na wakacje! Na szczęście do tych jeszcze daleko, a my chrzest bojowy mamy za sobą.
Oczywiście nie obyło się bez płaczu, chociaż należy to nazwać wrzaskiem, przy każdym wyjściu z domu, bo jak większość dzieci i moje nie znoszą się ubierać, także cała klatka znała godziny naszych wyjść. Pomijając te epizody reszta odbywała się w przyjaznej atmosferze, a wszystko dzięki temu, że najnormalniej w świecie dziewczyny przesypiały całe spacery. Jak przystało na młodych stażem rodziców nie obyło się bez wpadek. Jedną z większych odkryłam w trakcie karmienia. Z dnia na dzień nasze szczęścia zaczęły jeść jak prosięta pluły, parskały, krztusiły się. Co jest kurde, jadły tak ładnie, a teraz karmienie stało się nie do wytrzymania! Otóż po dwóch dniach, w trakcie mycia smoczków odkryłam, ze smoczki popękały tak, że stary by się zadławił! a my w nerwach karmiliśmy córki. Dzięki Bogu za sklep pod domem. Smoczki wymienione i wyjazd od razu nabrał innych barw bez stresów w trakcie posiłków jak to z każdym dniem człowiek uczy się nowych rzeczy.
Niestety przedłużony weekend minął jak z bicza strzelił i trzeba było wracać. Sąsiedzi chyba zadowoleni, bo ostatni raz słyszeli wrzaski naszych córek. Na szczęście powrót odbył się w spokoju. Obie dziewczynki łącznie z mama ucięły sobie drzemkę. Mimo super spędzonego czasu, nie ma jak w domu.
{hook h="pShowBlogGetProducts" mod="pshowblog" limit="3" categories="3003"}
Dodaj komentarz