*Darmowa wysyłka za zakupy od 150 zł 

Wysyłka w ciągu 24h

O tym co zabrałam do szpitala

O tym co zabrałam do szpitala  - 

0 komentarze

Mężu chyba musimy jechać do szpitala, coś się dzieje, dziwnie się czuję.. Zadzwonię do lekarza, zapytam co mam robić. „Szanowna Pani, proszę jechać do szpitala”. Czy to już? Matko, jaki stres!!

Co ze sobą zabrać do szpitala?

Wszystko, czy rzeczy tylko dla mnie?

Poranek 30 sierpnia w czwartek zapamiętam do końca życia. Ból brzucha, biegunka i nieprawdopodobna panika sprawiła, że zabrałam ze sobą cały majdan i wyruszyliśmy do szpitala, bo „to chyba już”. Na miejscu po licznych „słucham panią? co pani dolega?”- no to pytanie zadawane przez lekarzy zawsze będzie mnie dziwić! Skąd ja mam wiedzieć co mi jest? To lekarz jest od tego, żeby powiedzieć co mi jest. Tak mniej więcej po godzinie trafiłam na porodówkę podpięta pod ktg. Dziewczynki wyjrzały przez okienko, ale im się nie spodobało i tym sposobem mama wylądowała na patologii ciąży. Dobrze, że torbę dla siebie spakowałam już jakiś czas wcześniej.

Co zabrałam ze sobą? Oprócz podstawowych kosmetyków wzięłam ze sobą 3 koszule do porodu i karmienia. Kucze, nie miałam pojęcia jakie są przydatne jak przy piersi wiszą dwie wygłodniałe istotki! W torbie znalazły się także podkłady poporodowemajtki poporodowe, papierowe ręczniki oraz dziecięce podkłady pod pupkę. Tak, na wszelki wypadek jakby się coś ulało. Do tego laktator, woreczki na pokarm i okłady na piersi. Na patologii ciąży leżałam cztery dni i w tym czasie nie użyłam żadnej z rzeczy, które zabrałam. Wiadomo, koszula nocna tak, ale całą resztę na dzień przed porodem oddałam mężowi, żeby zabrał do domu tylko po to, żeby następnego dnia przywieźć mi je z powrotem do szpitala! Nieprawdopodobne jest to jak w przypadku porodu idealnie pasuje stwierdzenie „nie znacie dnia, ani godziny”.

A co dla dziewczynek? Oczywiście, że każda miała własną torbę z ubrankami! W końcu to kobitki! Małe, bo małe, ale kobitki. W pakowaniu toreb dla córeczek pomagała mi siostra. „Ula ile wzięłaś body z długim rękawem”? „Ja brałam cztery pary”. „Aha, czyli ja muszę wziąć osiem”. I tak z każdym ciuszkiem. Pajace? Wezmę osiem sztuk. Body z krótkim przyda się? A wezmę na wszelki wypadek osiem sztuk. Flanelki? Oczywiście dwie, tetry? Hmm… Tych wezmę cztery sztuki! Czapeczki! Ale jakie? Zakładane, czy wiązane? A co tam, wezmę po dwie takie i takie. Może kaftaniki wezmę? A Półśpiochy? A śpiochy? Naturalnie wzięłam. Po jednej parze. Siostra próbowała mnie skutecznie hamować, ale na nic. Nie trafiały do mnie argumenty, że przecież mieszkam od szpitala 10 min samochodem i jak coś to można dowieźć. Nie, absolutnie! Ja wszystko musiałam mieć ze sobą. Smoczki, butelki, nawet byłam bliska pakowania podgrzewacza do mleka, ale tutaj już wkroczyła siostra z mężem niemalże siłą wyrywając mi go z rąk! Nie miałam wyjścia, podgrzewacz odpuściłam.

Moja współspaczka z patologii ciąży nie mogła wyjść z podziwu ile ja rzeczy wzięłam. A przecież ja miałam wydać na świat dwie sztuki, każda musiała mieć swoje w końcu. I tak z tym całym majdanem we wtorek w nocy trafiałam na porodówkę. Część rzeczy miałam przy sobie, część musiał wziąć mój mąż i przemieszczać się z nimi z porodówki na salę po porodzie. Parę dni później powiedział mi, że przy kolejnej ciąży to on będzie pakował mnie i dziecko (dzieci?) do szpitala, bo nie będzie latał jak dziki z betami po całym szpitalu. Teraz, z perspektywy czasu, nie dziwie mu się! Ze wszystkiego, co wzięłam przydało się, tak jak było do przewidzenia, kilka rzeczy. Dziewczyny upodobały sobie przede wszystkim body i pajace i do tej pory tak jest. Aktualnie pozwalają sobie, od czasu do czasu, założyć półśpiochy, ale przy próbie założenia innych ubranek wrzeszczą w niebogłosy otwierając bramy piekielne. Grymaśne jak na kobiety przystało ????Resztę zabrałam z powrotem do domu.

Jak było u Was? Co było najbardziej potrzebne po porodzie, a co najmniej? Jaki rodzaj ubranek był dla Was i Waszych dzieci najwygodniejszy?

Komentarze (0)

Brak komentarzy. Bądź pierwszy!

Dodaj komentarz