A było to tak, jedno z dzieci zachorowało, więc na gwałt do lekarza, bo gorączka zaczynała skakać jak szalona. Po...
Szpitalny szyk
Z góry uprzedzam, że należy ten tekst traktować z przymrużeniem oka..
Niestety przytrafiło się tak, że wylądowałam z córka w szpitalu...
swoją droga już któryś raz od narodzin i szczerze powiedziawszy mam już serdecznie dosyć! Mam nadzieje, że to był ostatni raz i wreszcie będę mogła cieszyć się zdrowymi dzieciaczkami otóż ostatnia wizytacja w szpitalnym przybytku była moją trzecią wizytą. Byłam już w radomskim szpitalu, w Centrum Zdrowia Dziecka no i znowu w radomskim (brr). Każda wizyta to nieprawdopodobny stres i płacz, bo nie wiadomo co dziecku, a jak już wiadomo to i tak poczucie ulgi przychodzi bardzo późno. Ale jak już przyjdzie i widzi się uśmiech dziecka i to jak wraca do zdrowia to człowiek głupieje ze szczęścia.
Za pierwszym pobytem w instytucji pod nazwą szpital byłam zaraz po porodzie, więc to, że wyglądam jak fleja absolutnie mi nie przeszkadzało. Wyglądałam jak każda inna kobieta, która dopiero urodziła. Nie przeszkadzał mi nawet fakt, że zaliczyłam trzy współspaczki, a każda z nich wychodziła do domu po trzech dniach, a nie jak ja po dziewięciu wtedy byłam nowicjuszką. Teraz jestem już starym wyjadaczem! Jadąc do CZD spakowałam się tak samo jak do radomskiego szpitala. Nauczona doświadczeniem wzięłam ze sobą również papier toaletowy na miejscu okazało się, że niepotrzebnie (ah te warsiawskie standardy!) pierwszego dnia spacerując po oddziale weszłam do pokoju dla mam na kawę. Ja ubrana w dresy, bez makijażu (bo po co?) z włosami spiętym w fifroka (upleciony kok na czubku głowy) zastałam tam istną rewię mody! Mamy umalowane, ubrane jak na co dzień, dżinsy, fajne t-shirty, trampki, pełen make up, ba! nawet fryzury odpowiednie! Włosy wyprostowane, pokręcone, misternie upięte, dopieszczone końskie ogony (wiem jak to brzmi), warkocze. I ja. Ubrana jak sprzątaczka, ale na pewno nie warszawska, bo salowe prezentowały się lepiej ode mnie zaznaczę tutaj, że ubrania te, umówmy się, nie były z sieciówek. Przechadzając się, zauważyłam torby Louis Vuitton, trampki Balenciagi, klapki od Calvina Kleina, czy Tommiego Hilfigera. No cóż. Jak się bawić to się bawić. Na swój wygląd nie bardzo mogłam poradzić, bo wszystkie lepsze ciuchy w Radomiu, kosmetyki też, wiec odpuściłam. Zresztą. Za każdym razem zadawałam sobie pytanie „po co?” Skoro i tak cały czas spędzam przy łóżeczku dzieci. Wymaluje się jak na sylwestra, a potem to trzeba zmywać, zdecydowanie to nie dla mnie jak na te klimaty. Może jeszcze jakbym była w sali z kimś, ale cały pobyt byliśmy sami, więc tym bardziej nasuwa się pytanie „po co?” Tak to wyglądało w Warszawie.
Ostatni pobyt w szpitalu zaliczyłyśmy z córka w Radomiu. Myśląc o pobycie w CZD pakując się zabrałam ze sobą oczywiście stały zestaw: stara bluza i jeszcze starsze dresy i kilka złachanych t-shirtow. Ale coś mnie podkusiło i na wszelki wypadek wzięłam też tusz i podkład. „A co tam!” pomyślałam, „może się przyda”. Nie przydał. Na sali leżałam z dziewczyną, która mniej więcej wyglądała tak jak ja. W sumie to nie mniej więcej, tylko tak samo dresy, leginsy, bluzy pamiętające czasy liceum, klapek z targu i znoszony t-shirt. Kiedy nasze dzieci zaczęły zdrowieć, a nasze rozmowy przestały dotyczyć tylko lekarza, pielęgniarek, lekarstw, długości choroby i pobytu w szpitalu, zaczęłyśmy śmiać się z siebie, ze wyglądamy wręcz obłędnie nieumalowane, ledwo uczesane w tych „odświętnych ciuchach”. Zgodnie doszłyśmy do wniosku, po obejrzeniu swoich profili na fb, że żadna z nas tak nie wygląda na co dzień, a styl szpitalnej flei został nam po prostu narzucony tak jak kiedyś kazano nosić mundurki szkolne. Także miłe Panie, gdybyście kiedyś miały tę wątpliwą przyjemność spędzić kilka dni w szpitalu i zechciały poczuć styl Szpitalnej Flei zaleca się:
-
Zabranie dresów lub legginsów, ale nie tych z najnowszej kolekcji Gucci, tylko tych, które wyglądają już jak szmaty, ale trzymacie je, bo na pewno jeszcze się przydadzą, mimo, ze w szafie macie już 3 pary nowych, ale ich szkoda.
-
3/4 pary t-shirtów z czasów licealnych, spranych i poplamionych, a najbardziej pożądane są te z dziurkami (pod pachą to prawdziwy klasyk!).
-
Targowe klapki, ale absolutnie nie Kubota, bo te są już mocno w cenie.
-
Pod żadnym pozorem nie brać kosmetyków do make up, ponieważ nie ma żadnego logicznego wytłumaczenia ich użycia (gdyby podkusiło należy zadać sobie pytanie „po co?
-
W przypadku fryzury preferuje się kilkudniowy związany na czubku głowy fifrok lub kucyk. Włosy świeże tylko jeżeli masz możliwość wyjścia do domu na kilka godzin.
Także Kochane, jak coś macie podpowiedzi, ale żadnej z Was (ani sobie) nie życzę, aby kiedykolwiek chciały z nich skorzystać.
{hook h="pShowBlogGetProducts" mod="pshowblog" limit="3" categories="3001,3002,3003"}
Dodaj komentarz